Po roku i prawie 6 miesiącach pobytu w Melgaço nadszedł dzień 27 lutego, dzień wypłynięcia do nowej misji, do Chaves, miasta najbardziej odległego ze wszystkich od stolicy naszej Prałatury. Pozostało wiele wspomnień, przyjaźni, dziękczynienia Panu Bogu za to że mogłem w tym czasie realizować swoje powołanie misyjne właśnie tam, mieście najbardziej biednym w Brazylii.
Wypłynąłem o 11.30 razem z 22 osobami, które płynęły wraz ze mną, aby uczestniczyć we Mszy św. objęcia nowej parafii. Dotarliśmy tam na drugi dzień w południe. Podróż była radosna, bardzo spokojna i w porównaniu z innymi wyprawami bardzo szybka, a to dlatego, że statek nie był kursowy, ale przeznaczony tylko dla nas i płynął prosto do swojego celu, omijając miasta.
Nowi parafianie przyjęli mnie i mojego współpracownika ks. Tadeusza bardzo życzliwie, wielu z nich czekało na moście, aby nas przywitać, łącznie z wójtem gminy.
Jakie było pierwsze wrażanie? Życzliwość ludzi i jako że jest to miasto samo w sobie najmniejsze ze wszystkich z naszej Prałatury, zaskoczyła nas dosyć duża grupa ludzi uczestniczących w Eucharystii w dzień powszedni i w adoracji eucharystycznej. Oczywiście to nie są tłumy, ale daje nadzieję, że będzie dla kogo pracować.
Chaves ma ok. 5-6 tyś. mieszkańców żyjących w mieście i 18 tys. mieszkańców żyjących w wioskach bardzo odległych od centrum parafii. Do najbardziej odległej wioski trzeba płynąć 20 godzin. Do obsługi jest 71 wiosek. Te podróże tam są bardzo komentowane w naszej Prałaturze, ponieważ są niebezpieczne, związane z tak zwaną „pororoca (czyt. Pororoką)”. Jest to naturalne zjawisko wywołane spotkaniem prądów rzecznych z wodami oceanicznymi. Najlepiej jej nie spotkać wprost… Jest bardzo piękna, oglądana z daleka, ale bardzo niebezpieczna. Dobrze, że parafia ma pana motorniczego barki, który od lat towarzyszy księżom w wyprawach misyjnych, zna bardzo dobrze teren i wie kiedy, o której godzinie wypływać. Trudno to sobie wyobrazić tym, którzy nigdy tu nie byli, że właściwie woda tu „rozdaje karty”, tzn. że nie ma godziny pewnej kiedy statek pasażerski wypływa, raz o 9 rano, innym razem o 15, czy o 18 lub późno w nocy. Podróże trzeba więc planować bardzo odpowiedzialnie.
Nasze miasto w porównaniu z innymi jest bardzo spokojne, ale rozwija się bardzo powoli, widać to gołym okiem. Parafię objęliśmy z ogromnym zadłużeniem materialnym. Na razie nie mamy możliwości zatrudnić nikogo, poza motorniczym barki, ale jak na razie dajemy sobie nieźle radę. Gotowanie, sprzątanie też się stało częścią naszej misyjnej „przygody”. Wielkim wyzwaniem będzie remont plebanii, o ile wcześniej nie ugotujemy się w niej jak parówki (ha, ha, ha…). Nie trzeba będzie kupować butli gazowej, jajka ugotują się same na talerzu…(he he he) Oczywiście nie brakuje nam niczego do normalnego życia i pracy ponieważ Pan Bóg błogosławi nas w tym trudzie.
Mamy nadzieję że przy pomocy Bożej i ludzkiej uda nam się rozwinąć parafię pod względem duchowym, duszpasterskim i materialnym. Obserwujemy dobrą wolę i determinację naszych nowych parafian.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, proszę o modlitwę i już teraz życzę Błogosławionych Świąt Wielkanocnych.
Michał
P.S. U nas podobnie jak u was kwarantanna z powodu wirusa, nie ma Mszy w kościele, wszystkie grupy zostały odwołane, siedzimy w domu, żeby unikać zakażenia. Tutaj szpitale nie mają sprzętu, ani lekarstw i dlatego jest tak ważne zostać w domu. Wierzę w miłosierdzie Boże i w to, że On może w jednym momencie pomóc nam wszystkim uwalniając nas o tej zarazy. Módlmy się codziennie w tej intencji. Niech was Bóg błogosławi.